Kolejne dni mijały nieubłaganie. Nie było dnia bez
zamieszania. Wszystko było przygotowywane pod kątem zbliżającego się pierwszego
meczu w Pluslidze.
Właśnie wtedy miałam przejść swój chrzest bojowy.
Dobra, miał nim być wywiad. I był. Jednak Przemek
(przeszliśmy na „ty”, co bardzo ułatwiło nam kontakt) uznał, że skoro mam być
komentatorem na najważniejszych imprezach, muszę się sprawdzić w naprawdę istotnym wydarzeniu.
A to oznaczało, że wywiad z Krzysiem był niepotrzebny. Nawet
nie pofatygowali się, żeby zamieścić go na stronie internetowej.
Jednak nie żałuję. W tamtym dniu spełniłam jedno ze swoich marzeń. Poznałam swojego idola – Ignaczaka. No i Piotrka.
W kawiarni z Igłą przegadaliśmy dobre trzy godziny. Każde pytanie
sprowadzało nas na zupełnie inny tor rozmowy. Dopóki nie ustaliliśmy, że
najpierw odpowie, a później porozmawiamy.
I odpowiadał, przez nie więcej niż 20 minut. Uwinął się z
każdym zadanym pytaniem.
Kolejny dwie godziny były rozmową o wszystkim i o niczym.
Opowiadał mi o reprezentacji, o igrzyskach, o atmosferze w drużynie. Wiele
wspomnień związanych z kadrą narodową, zwłaszcza z olimpiadą wywoływało u niego
pewne drżenie głosu, raz radosne, niekiedy pełne bólu.
Kiedy mówił, wpatrywałam się w niego jak w obrazek. Słowa
wypływające z jego ust były niczym symfonia dla moich uszu. Każde wypełnione
przeogromną dawką pasji.
Słuchanie go sprawiało mi wielką przyjemność. Moje
siatkarskie serce z każdą chwilą zaczynało bić na nowo rytmem, jakiego nie
czułam już dawno. Rytmem, za którym pewna część mnie tęskniła. Ta część, była
jedyną cząsteczką mnie, tej prawdziwej mnie.
Wymieniliśmy się numerami.
Chyba nie tylko mnie doskonale rozmawiało się z nim.
Prawdopodobnie odwzajemniał moje odczucia. A wszystko to było jak sen, z
którego nie chciałam się obudzić.
Wracając do domu, dalej nie wierzyłam we wszystkie
zdarzenia. Nie tylko Krzysiek ciągle chodził mi po głowie. Temu drugiemu na
imię było Piotr.
Bardzo żałowałam, że nie zamieniliśmy ze sobą więcej niż
kilku słów. Zarazem miałam nadzieję na bliższe poznanie się w niedalekiej
przyszłości. Ale robienie sobie nadziei było nonsensem. Jest młody, zdolny,
czarujący i popularny. Na milionie innych dziewcząt zrobił takie samo wrażenie,
jak na mnie. Prawdopodobieństwo, że zapamięta moje imię jest nikłe. Takie
niestety są realia. Nie wyróżniam się niczym z tłumu. Blond włosy i niebieskie
oczy to połączenie bardzo często spotykane.
Na mecz wybrałam się z Laurą.
Wpadłyśmy na Podpromie godzinę przed meczem, żeby zdążyć
zorientować się co, jak i gdzie.
Chłopcy powoli wynurzali się z korytarza wiodącego z szatni
na boisko. Rozpoczynali swoją rozgrzewkę. Każdy we własnym tempie, stylu,
kolejności. Jeden przy słupku, inny pod bandami.
Wśród Resoviaków zauważyłam Zbyszka. Niestety Piotrka
nigdzie nie było. No i Igła podskakiwał tu i tam.
Dzięki pomocy chłopaków od nagłośnienia mój sprzęt był już
gotowy. Zajęłam swoje miejsce. Obok na stoliku przysiadła Laura.
- Zdenerwowana? – przyglądała mi się z szerokim uśmiechem.
- Ani trochę! – skłamałam na poczekaniu.
Przyjaciółka dokładnie wiedziała, jak jest naprawdę. Kładąc
mi dłoń na ramieniu, dodała po chwili.
- Poradzisz sobie znakomicie. Jestem tego pewna –
uśmiechnęła się, chcąc zapewnić mnie o wiarygodności swoich słów. – Jeśli mam
ci coś poradzić – zbliżyła usta do mojego ucha – zapoznaj się z ich nazwiskami
i imionami przed meczem. Te napisy na koszulkach nie pomagają, jeśli stoją do
ciebie bokiem. Serio.
- Postaram się. Kilku już poznałam ostatnio – pożałowałam
natychmiast. Zapomniałam, że nie podzieliłam się tą informacją z Laurą.
Zamrugała z niedowierzaniem powiekami.
- Teraz mi o tym mówisz?! – spytała z wyrzutem.
- Oj… - wywróciłam oczami, machając dłonią. – Nic ciekawego
cię nie ominęło.
- Jasne – zeskoczyła ze stołu – na pewno ci uwierzę. Nigdy o
niczym mi nie mówisz! A ja ci tu daję wyśmienite rady!
Roześmiałam się. Była to moja standardowa reakcja na
bulwersy Laury. Za każdym razem dopełniała całość rozzłoszczonym, piskliwym
tonem. To dopiero było komiczne!
- To nie jest śmieszne! – sama zachichotała, szturchając
mnie w ramię.
- Z mojego punktu widzenia – bardzo – odparłam z
przyklejonym do twarzy szerokim uśmiechem.
- Nie lubię cię – mruknęła.
- Ja ciebie też – posłałam jej buziaka.
Za radą przyjaciółki poszperałam trochę po stronach
internetowych Resovii i Indykpolu. Gospodarzy znałam już prawie doskonale, z
gośćmi był większy problem. Każdego z tych zawodników widziałam pierwszy raz w
życiu. Ich nazwiska były mi zupełnie obce i za żadne skarby nie umiałam ich
zapamiętać.
Do rozpoczęcia meczu pozostało równo 15 minut, transmisji –
10 minut.
Oparłam policzek na dłoni.
Obie drużyny ćwiczyły atak.
Nie mam pojęcia, jak to jest, że za każdym razem, kiedy
zaczynałam zerkać na boisko przed oczami miałam tylko i wyłącznie jedną osobę.
Tę, której nie chciałam widzieć. Tę, której nie potrafiłam rozgryźć. Wciąż
rozmyślałam o dniu naszego poznania. Był taki oziębły. Zachowywał się, jakby
była jego największym wrogiem. W jego spojrzeniu było tylko jedno uczucie –
nienawiść. Jednak później, to co się stało, wstrząsało mną najbardziej.
Zupełnie inny człowiek, inny Zbyszek. Płaczący obok mnie.
Im więcej się nad tym zastanawiałam, tym bardziej tego nie
rozumiałam. Do tego im mniej go pojmowałam, tym bardziej chciałam go
„rozwikłać”.
Trybuny huczały. Takiego dopingu nie ma nigdzie.
Resoviacy pod tym względem wymiatają. TOTALNIE!
5 minut.
Założyłam słuchawki, sprawdziłam mikrofon.
Usłyszałam, że wchodzimy za trzy… dwa… jeden!
Wzięłam głęboki oddech.
- Pierwsza kolejka siatkarskiej PlusLigi mężczyzn. Inauguracja
sezonu 2012/2013 – mecz pomiędzy Asseco Resovią Rzeszów a Indykpolem AZS
Olsztyn. Z rzeszowskiego Podpromia wita was Zuzanna Wodzikowska.
Spotkanie zakończyło się spodziewaną wygraną Resovii, czyli
mecz bez większych sensacji. Czym mogę się pochwalić? Nie zawaliłam po całości.
Co więcej, chyba było naprawdę dobrze. No i czułam się wybornie w nowej roli.
Martwiło mnie jedynie ciągłe przyciąganie do Zbyszka. Nie potrafiłam
nad tym panować. Co gorsza, nie miałam pojęcia, skąd to się u mnie bierze. Co
on w sobie takiego ma?
Nawet nie zorientowałam się, w którym momencie znów
wgapiałam się w niego rozciągającego się po meczu. Odleciałam na chwilę.
To przecież było złe… ale o dziwo nie chciałam już z tym walczyć. Był taki
przystojny. To idealne ciało. Opinająca się na jego torsie pasiasta koszulka
tylko rozbudzała moje zmysły. Silne ramiona, w których musiało być tak
bezpiecznie. I ten uśmiech, niestety ani razu niekierowany w moją stronę, również warty
był grzechu. Chciałabym go m…
- Cześć – usłyszałam za sobą.
Natychmiast oprzytomniałam. W przestrachu odwróciłam głowę.
Piotr.
- Cześć – odpowiedziałam, mimowolnie się uśmiechając.
Odwzajemnił mój uśmiech.
- Zastanawiałem się, czy podejść. Obserwowałem cię przez
cały mecz – spojrzał na mnie zażenowanym wzrokiem. Chyba co nieco mu się
wymsknęło. – Znaczy yyy… widziałem cię, no i chciałem się przywitać – podrapał się
po karku, spuszczając wzrok na posadzkę.
- To… miłe – zagryzłam wargę, po czym jeszcze wyżej uniosłam
jeden z kącików ust.
Telefon zawibrował w mojej kieszeni. Wyciągnęłam go i
odczytałam wiadomość.
„Przyjechał Marcin! Zwinęłam się szybciej. Zadzwonię jutro!”
Wypuściłam powietrze, chcąc się uspokoić. Laurka ładnie mnie
załatwiła, nie ma co.
Piotrek zerkał na mnie przez cały ten czas.
- Wszystko okej? – odważył się w końcu odezwać.
- Tak, wszystko s p o k o… - mruknęłam, wsuwając komórkę do
kieszeni jeansów.
- Wracasz już do domu?
- Chyba tak. Nic tu po mnie – wzruszyłam ramionami w stylu „no
cóż…”.
Nieco się rozpromienił.
- Podrzucić cię? – dodał natychmiastowo.
- Nie… przejadę się autobusem.
- Nalegam.
Nasze oczy się spotkały.
Czułam jak głębia w jego oczach pochłania mnie całą.
- Dobrze… - szepnęłam.
Jechaliśmy wsłuchując się w słowa piosenek puszczanych
właśnie w radiu. Co chwilę wtrącałam tylko wskazówki, dokąd ma jechać.
Posłusznie wykonywał moje polecenia.
Tym sprytnym sposobem dowiedział się, gdzie mieszkam.
Zaparkował auto na parkingu tuż przed moją klatką schodową.
Nie zdążyłam odpiąć pasów bezpieczeństwa, a on już otworzył
mi drzwi. Wysiadłam.
- Dziękuję za podwózkę – grzeczność nakazywała mi to
powiedzieć, pomimo tego, że było to raczej oczywiste.
- Drobiazg – odparł, zatrzaskując w tym samym momencie drzwi
czarnego Jeepa Commandera.
Założyłam torbę na ramię.
- Co robisz jutro? – rzucił mi spojrzenie pełne niepewności
- Pójdę do rozgłośni. Trochę tam popracuję, poudaję, że
ciężko i wrócę do domu – odpowiedziałam mimochodem.
Uśmiechnął się szelmowsko.
- No to wpadnę po ciebie – oznajmił mi wesoło.
- Słucham?
Olewając po całości moje pytanie, musnął ustami mój policzek
i szepnął mi wprost do ucha.
- Będę o 17 – puścił do mnie oczko i wskoczył do auta, nim
udało mi się zaprotestować.
Z uśmiechem od ucha do ucha przypatrywałam się, jak
odjeżdża.
Dopiero po chwili poczułam pieczenie policzka w miejscu,
gdzie mnie pocałował. Pogładziłam skórę.
Może jednak zapamiętał, że na imię mi Zuza?
Może jutro będzie wspaniałym dniem?
Może…
Wow dziewczyna jest bardzo podatna na męskie wdzięki. Zbyszek ją fascynuje bo jest dziwny, a Piotr sie jej chyba podoba. Powiem szczerze, że mocno mnie zafascynowalaś!
OdpowiedzUsuńNie chcę żeby ją ciągnęło do Zbyszka. Chcę Piotrka :D
OdpowiedzUsuńI takiego Igłę to ja lubię! I to opowiadanie też.
Czekam na kolejny. Pozdrawiam, VE.
Ze Zbychem , a nie z cichym :P
OdpowiedzUsuńświetnie opowiadanie :D