- Nie sądziłem, że jesteś aż tak głupi – wycedził przez zęby
Zbyszek, mocniej zaciskając swą ogromną dłoń ma szyi Dragana.
Włoch był wyjątkowo spokojny, zważając na to, w jakiej
sytuacji się znalazł. Z mocą patrzył w rozwścieczone oczy mężczyzny.
- Zrobiłem to, co musiałem. Powinieneś być mi wdzięczny –
odparł.
- Wdzięczny? – ryknął Zbyszek. – Za to, że Ją porwałeś? Przy
mnie była bezpieczna!
Jego klatka piersiowa unosiła się nierównomiernie.
Powstrzymywanie się przed skręceniem karku Draganowi, kosztowało go wiele
wysiłku.
- Nie porwałem Jej – wciąż był nad wyraz opanowany. – Sama
chciała lecieć do Włoch. To, że lecieliśmy razem było przypadkiem – jego usta
wygięły się w lekkim uśmiechu. – Teraz jest naprawdę bezpieczna. Możesz być
pewien, że nikt nie wie, gdzie Jej szukać. Nie znajdą jej.
- Skąd wiesz?
- Komu powiedziałeś, że jest we Włoszech?
Zbyszek odsunął się, puszczając Dragana. Coś w nim pękło.
- Piotrowi, Igle, Winiarowi.
- O jej pobycie wie tylko Ivan, Cristian, Simone i Jiri –
Drago pomasował swoje gardło, po czym dodał – Możemy im zaufać. Wiedzą, co się
stanie, jeśli…
- Nie musisz dokańczać – przerwał mu Zbyszek.
Usiadł na ławce, opierając się o szafkę z numerem „13” i
logiem klubu z Maceraty.
- Jeśli coś jej się stanie, obiecuję ci, że cię zabiję.
Dragan odchrząknął z jadowitym uśmiechem przyklejonym do
ust. Potarł kciukiem nos i mruknął:
- Mi też na niej zależy. Będę ją chronił własnym ciałem,
jeśli będę musiał – przerwał, po czym dodał - Nie ty jeden ją kochasz.
Zbyszek zacisnął szczękę. Od dawna marzył tylko o Niej,
jednak teraz jego jedynym pragnieniem było skrócenie o głowę Włocha. Z drugiej
strony, wiedział, że tylko Dragan siedzi w tym bagnie po uszy, tak samo jak on.
I, o ironio, właśnie on jest Jej jedyną ochroną.
- Powiedz mi tylko, czy Ona wie?
Dragan zaprzeczył ruchem głowy.
- Nie. I tak musi zostać.
PAŹDZIERNIK, 9
MIESIĘCY PÓŹNIEJ
Nigdy nie mogłam zrozumieć, dlaczego jesień jest tak
przyjemna w każdym innym kraju, z wyjątkiem Polski. Będą w Italii, jak nigdy
cieszyłam się październikiem. Właściwie, cieszyłam się czymś po raz pierwszy od
długiego czasu.
Pędziłam na lotnisko. Obiecałam, że się nie spóźnię. Nie
mogłam nie zdążyć na samolot. Samolot powrotny do domu.
Razem z Draganem mieliśmy lecieć do Warszawy. Jednak on nie
mógł zostać ze mną. Czekała na niego Rosja. Nowy klub, nowe wyzwanie. Natomiast
mnie oczekiwali rodzice.
Wysiadłam z taksówki. Kierowca pomógł mi wyjąć walizkę z
bagażnika, a chwilę później już rozglądałam się za Draganem w hali odlotów.
Niestety, ślad po nim zaginął.
Przez ostatnie miesiące zbudowaliśmy więź. Dziwnie łatwo.
Wydawać się mogło, że raczej ją odbudowaliśmy, niż stworzyliśmy od podstaw.
Zaufałam mu. Tak jak kiedyś Piotrowi. Albo i bardziej.
Wiedziałam, że mogę na niego liczyć, dlatego nie rozumiałam,
gdzie teraz się podziewa. Przecież by mnie nie wystawił do wiatru. Jego natura
pozwalała mi myśleć, że będzie tu na mnie czekał z zegarkiem w ręku i tupał
nogami, odliczając ułamki sekundy do mementu, kiedy się zjawię.
Jednakże, jego nie było.
Zmartwiłam się, a myśl o samotnym locie dobiła mnie jeszcze
bardziej. Dragan, gdzie jesteś?
Wtedy poczułam nieprzyjemny dreszcz, przechadzający się po
moim karku. Obejrzawszy się na boki, stwierdziłam, że pojawił się bez powodu.
Niczego podejrzanego nie zauważyłam. Lecz on nie ustępował.
Moje serce zabiło mocniej. W brzuchu poczułam ukłucie i lęk,
wewnętrzny lęk paraliżujący moje kończyny. Przeczucie mówiące, że wydarzyło się
coś złego.
Nie musiałam długo czekać, aby zobaczyć, co się święci. Z
nikąd wyrósł przede mną dwumetrowy osiłek. Za nim starsza kobieta. Jej usta
były wysuszone, twarz pomarszczona i szara. Oczy wyblakłe. Odepchnęła mężczyznę
i chwyciła mój nadgarstek.
Zawyłam z bólu. Jej dotyk palił żywym ogniem. Starałam się
wyszarpnąć z jej uścisku, ale na próżno. Jak na staruszkę miała naprawdę dużo
siły.
Chciałam krzyknąć, ale zamiast „RATUNKU” z moich ust wydobył
się tylko ponury jęk. Kobieta obnażyła żółte zęby. Jeśli poprzednio wyglądała
strasznie, teraz zyskała rangę śmiertelnie przerażającej.
- Nie wymyślaj niczego głupiego, kochaniutka – wysyczała,
wgapiając się we mnie swoimi szaleńczymi oczami. – Nikt cię nie usłyszy, nikt
nie zauważy… - dodała melodyjnie.
Nagle po raz pierwszy odezwał się dużo młodszy mężczyzna.
Zaskowyczał z bólu i ze wściekłością odwrócił się za siebie. Z jego pleców
wystawała strzała, a nam wszystkim ukazał się Dragan. Z łukiem w dłoni celował
drugą strzałą w wielką pierś przeciwnika.
Kobieta nie czekała długo. Przesunęła w powietrzu dłonią i łuk
razem ze strzałą wyleciały z rąk Dragana. Ten pobladł i rozchylił usta. Może
nie ze strachu, ale na pewno ze zdziwienia. Palce staruszki nieco się ugięły i
Dragan wylądował na kolanach, wbrew własnej woli.
- Jesteście tacy niemądrzy. Nigdy się nie zmienicie, upadli –
z pogardą pokręciła głową.
Kiedy odwracała głowę w moją stronę, coś przemknęło za jej
plecami i wbiło dłoń w jej plecy. Kobieta rozdziawiła usta, puszczając moją
rękę. Skurcz otoczył jej twarz. Wtem ugięły się pod nią kolana i upadła na
posadzkę przed moimi nogami. I wtedy zobaczyłam Zbyszka. Jak on się tu znalazł?
Po co? Dlaczego? Jego prawa dłoń była zakrwawiona. Trzymał w niej coś… serce.
Zrobiło mi się niedobrze.
Dragan poderwał się, przestając być pod wpływem martwej
kobiety i chwyciwszy strzałę, która uprzednio wytrącono mu z ręki, wbił ją w
serce giganta, stojącego nad ciałem staruszki. Zatoczył się do tyłu i padł z
hukiem na podłogę.
Oniemiałam. Zakręciło mi się w głowie, jednak Dragan nie
pozwolił mi upaść. Złapał mnie i posadził na krześle, na którym zamierzałam
usiąść kilka minut temu.
- Co ty do diabła tu robisz? – ryknął, jak się zorientowałam
po chwili, na Zbyszka.
- Nie masz za co dziękować – odparł oschle, wycierając w chusteczki higieniczne
dłonie z krwi.
- Dziękować? Gdybyś tu nie przyłaził, nie znaleźli by nas –
warknął na niego Włoch. – Mógłbyś czasem myśleć nie tylko o sobie.
Zbyszek chciał mu odpowiedzieć, ale ten już zwrócił się do
mnie.
- Coś ci zrobili? – obejrzał moją dłoń, za którą przytrzymywała
mnie kobieta. – Boli cię coś?
Wszystko, pomyślałam.
- Nie, chyba nie – odezwałam się ochrypłym głosem. – Co… co
to było?
Chłopcy wymienili się spojrzeniami. Przez dłuższą chwilę milczeli.
Kiedy Dragan zaczął otwierać usta, Zbyszek go wyprzedził i rzucił niezrozumiałe
dla mnie hasło.
- Nefilim.
- Co?
- Ne-fi-lim – powtórzył. – To… ludzie, w pewnym sensie.
Większość to źli ludzie.
- To sekta? - przesunęłam spojrzenie ze Zbyszka na Dragana.
Ten przełknął głośno ślinę.
- Niekoniecznie. Chociaż i tak się zdarza. Nie uwierzysz,
ale nefilim to potomkowie ludzi i – westchnął, patrząc na Zbyszka, po czym
dokończył ciszej - aniołów.
Nie wiedziałam jak zareagować. Robili sobie ze mnie żarty w
takiej sytuacji. No bez jaj.
- A na serio?
- Mówię na serio.
- On nie żartuje, Zuza – odezwał się Zibi. Coś w jego głosie
kazało mi uwierzyć, chodź rozum mówił mi, że to wszystko jest wyssane z palca.
W sumie, chciałam wierzyć, we wszystko, co mówi mi Zbyszek…
- Okej, powiedzmy, że
macie rację… Co mnie łączy z nimi?
- MY – wyszeptał Zbyszek.